Justine's cupcake na Facebooku!

środa, 31 grudnia 2014

Never let me sink

Kolejny raz przecieram oczy. Maluję paznokcie na czarno, parzę opuszki palców kubkiem z gorącą herbatą, bo nadszedł czas na kawowy odwyk. Ciebie i tak to nie obchodzi, przechodzisz obok mnie obojętnie, nawet nie zerkając. Już nie, szkoda. Codziennie karmisz mnie świeżą trucizną, nie zdjąc sobie sprawy, że karnie ją łykam. Nieświadomie wyniszczasz mnie od środka, nie dobywając nawet miecza. Mimo to za każdym razem uderzasz silniej, głębiej, trafniej. Przyzwyczaiłam się już do bólu co nie znaczy, że już go nie odczuwam. Każdy następny raz boli podwójnie. Tylko po prostu przestań to robić. Życzę ci więcej empatii, bo twój egoizm skutecznie wymiótł niegdyś pozostawione resztki. 


niedziela, 28 grudnia 2014

In my eyes is always night time

Rozcieram skostniałe z zimna palce i zastanawiam się, czy wyjście spod grubego koca może mnie zabić. Czy istnieje jeszcze ciepło? Poszukuję, pilnie. Muszę strzepać pył z zapomnianych celów i doprowadzić je wreszcie do skutku. Nie to to je obierałam, żeby teraz o nich zapomnieć. Wciąż czuję gęsią skórkę pod ubraniem, ale to mnie nie powstrzyma, nie może. Dam sobie radę. Przebrnę przez to bagno, jakkolwiek silnie by mnie nie zatrzymywało. Nie dam się. Rosnę w siłę, mimo że znikam. Powolutku ktoś wyciera mnie wymarzoną gumką. Trzeba jednak uważać, czego sobie życzymy. Skulić się, być jak najmniejszą, nie musieć już oglądać tej nieszczerości, zawodów i krętactw. Twoja droga wybrukowana jest ognistymi jęzorami kłamstw. Już cię poznałam. Znam słaby punkt, twoje serce Smauga. Muszę tylko odpowiednnio mocno napiąć łuk. Pokonam cię, teraz już to wiem. Porażki zwykle istieją tylko we mnie. Świat wcale ich nie widzi. Czasoprzestrzeń nie zaburza się, mimo że chcę diametralnie  przyspieszyć. Muszę to pokonać, ale ktoś musi mi w tym pomóc. Tyle nauczyłam się od feralnego kwietnia. Od dnia, którego nigdy nie zapomnę. Który uświadomił mi, jak bardzo wszyscy się różnimy. Jak bardzo jesteśmy słabi i krusi. 


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Try to love me

Czasami mam wrażenie, że znikam. Ubywa mnie kawałek po kawałku, zatracam się w niebycie. Jestem na dobrej drodze, żeby pożywienie całkowicie zastąpić kawą, plany wspomnieniami, a nieśmiałość pewnością siebie. Co mam do stracenia? Na pewno mniej niż do zyskania. Nie dowiem się, jeśli nie spróbuję. Muszę wreszcie przestać chłonąć problemy innych jak gąbka i zająć się sobą. Należy mi się! Najtrudniej pokochać samego siebie. Na szczęście już go odkryłam. Ten głosik, który szepcze mi "wyglądam beznadziejnie", albo "nie rób tego, po co, tylko cię wyśmieje". I co mi daje? Zupełnie nic. Tylko zjada moje poczucie wartości. Nie chcę, idź sobie. Nie jesteś mi potrzebny. Nie kolekcjonuję niewykorzystanych okazji. 


wtorek, 9 grudnia 2014

Now or never

Dlaczego to wróciło!? Dlaczego, dlaczgo? Już było dobrze. Już było stabilnie, już nie pojawiały się tu chore przemyślenia. A teraz znowu mam czas? Nie wiem. Nie śpię. Nie mam na to siły. Czasem mam wrażenie, jakby moje półkule mózgowe kłóciły się ze sobą. Toczą zaciekłą walkę, ale lewa zawsze obrywa bardziej i boli mnie jak nie wiem. Ciągle, no ciągle. A już nie bolała. Nie chcę, Jezu. Pomocy? Czy ja wiem... Nie chcę zniknąć. Odwagi. To tylko życie. Raz się nie uda, to będzie następny. Ha, takie proste? Wątpię. Nic nie jest pewne, dlatego wszystko można poddać w wątpliwość, czy wszytsko można poddać w wątpliwość, dlatego, że nic nie jest pewne? To boli, bardzo. Wiedzieć, że cel jest skazany na porażkę zanim się go osiągnie. Nie polecam, zdecydowanie. Beznadziejne uczucie. Jakby ktoś zdmuchnął świeczkę, która była całą twoją nadzieją, zapałem. Kiedy sekret już nie jest sekretem. Kiedy zawodzisz się na czymś. Frustracja to moje drugie imię, a doświadczania jej na co drugim kroku raczej nie można porównać do łykania ambrozji. 



niedziela, 7 grudnia 2014

Prolog

  W przód... i w tył... i w przód... i w tył... Zeszłam w huśtawki. Byłam cała w śniegu, który nieustannie sypał. Trzęsłam się, było mi zimno, a lodowaty wiatr dmuchał mi w twarz. Schyliłam się i ulepiłam śnieżkę. Zaczęłam ją turlać, robiła się coraz większa i większa, aż w końcu nie mogłam jej dalej popchnąć. Potem ulepiłam drugą, trochę mniejszą i trzecią, najmniejszą. Ułożyłam je na sobie - powstał koślawy bałwan. Czy siedmioletnia dziewczynka może jeszcze lepić bałwany? Czy nie jest na to za duża? Chyba nie. Ale ośmioletnia już tak. Dzisiaj skończyłam osiem lat. I tylko ja zdawałam się o tym pamiętać. 
  Byłam tu sama. Nie dostrzegałam nikogo dookoła. Ale, zaraz, zza drzewa przyglądała mi się jakaś postać. Przyjrzałam się jej, kiedy wyszła z cienia. Była to staruszka o niemal białych włosach, które sięgały jej prawie do pasa. Miała na sobie welurowy, błękitny płaszcz do kostek. Zbliżała się do mnie z tajemniczym wyrazem twarzy. 
-Witaj, Velain. Miło cię znowu widzieć. - powiedziała, gdy stała już metr przede mną. Nie wiedziałam, jakie ma zamiary.
-Dzień dobry. Co pani tu robi w taką pogodę? Jest tak zimno! Nie lepiej posiedzieć w domu przy kominku?
-Z filiżanką purpurowej herbaty i dobrym kryminałem? Owszem. Ale widzisz, mieszkam sama. Gdyby tylko ktoś zechciał...
-Zajrzeć do pani na minutkę lub dwie? Z chęcią to zrobię. - zaproponowałam samotnej staruszce.
-Wybornie! Chodźmy zatem. Mieszkam niedaleko stąd. - wzięła mnie pod rękę i posżłyśmy.

                                                                      ***
Otworzyła skrzypiące drewniane drzwi i zaprosiła mnie do środka. Uderzył mnie intensywny zapach stęchlizny, starych książek i ziół. Odwiesiłam płaszcz na stojący obok wieszak, zdjęłam buty i rozejrzałam się. Byłyśmy w przytulnym saloniku. Po lewej stronie stał regał z ciemnego drewna. Był pełen starych książek. Obok niego znajdowała się wysoka szafa ze szklanymi drzwiami zapełniona buteleczkami i fiolkami różnego kształtu i wielkości. Podeszłam bliżej. Znajdowały się w nich kolorowe mikstury. Buteleczki były podpisane.  Niestety, po łacinie, więc nic nie mogła zrozumieć. Ale jeden napis odczytałam: "Velain". Moje imię. Skąd się tam wzięło? Zresztą, to nieistotne. Odwróciłam się. Po drugiej stronie pokoju stała niewielka kanapa, fotel w perskie wzory i kominek. Pomiędzy nimi natomiast stał okrągły, dębowy stolik. Po chwili staruszka postawiła na nim tacę z dzbankiem, filiżankami i herbatnikami. Usiadłyśmy. 
-Więc, Velain - zaczęła staruszka - wszystkiego najlepszego.

czwartek, 27 listopada 2014

Nie do wiary, że tak bardzo płonę

Chciałabym napisać tu coś ładnego, o umierającej duszy, samotności, czy innych bardzo ważnych rzeczach. Nie mogę jednak tego zrobić, bo mam ostatnio świetny humor! Najlepiej formuułuję melanchilijne wywody, kiedy jestem smutna i czuję się beznadziejnie. Teraz, mimo że jestem totalnie zmęczona, a w domu zepsuło się ogrzewanie, dawno nie czułam się tak dobrze :) Siedzę tu teraz i śmieję się do swoich wspomnień. Piękny stan. Uwielbiam miejsce, w którym się znajduję. Zmiany, które stosunkowo niedawno zaszły w moim życiu nareszcie przyniosły efekty. Chcę, żeby tak zostało. Jest idealnie. Niech to trwa. . .


niedziela, 23 listopada 2014

You're the glitter in the darkness of my world

Mam tyle pracy, że nie wiem, za co się zabrać, więc postanowiłam nie robić nic. Zauważyliście, że ostatnio nie piszę rozpaczliwo-melancholijnych postów? Jak ktoś kiedyś powiedział, najwięcej wierszy powstało ze smutku. Chyba coś w tym jest, bo ostatnio mam zaskakująco niezły humor. 

Chwała temu, kto wymyślił rzeczy typu półmetek. Szczerze mówiąc dopiero dzisiaj (po piątku) mam trochę siły, żeby cokolwiek o tym napisać. Jescze czuję zakwasy w nogach po całonocnych densach. Na zmycie makijażu zużyłam chyba pół opakowania wacików, a całe moje ubranie przesiąkło zapachem dymu. Trudno. Było warto. Teraz tylko czekam na zdjęcia, mam nadzieję, że nie będą aż takie kompromitujące. 

Dzisiaj mam ochotę tylko oglądać jutuby i pić hektolitry kawy. Szkoda, że mam jutro full sprawdzianów, prac domowych i innych niezwykle przydatnych rzeczy. Eat, sleep, rave, repeat. 


piątek, 14 listopada 2014

Day is just collection of hours

Nieskazitelność przysłania ci twarz. Jesteś, czy cię nie ma? Nie możesz się wyswobodzić, szarpiesz coraz mocniej, ale pęty złudzeń skutecznie krępują ci ruchy. Człowiecze pomyłki jak rozpuszczalnik niszczą surową maskę. Ulga wycieka za każdym razem, gdy odpuścisz. Nieświadomie beszcześcisz wyidealizowany uniform. Ile zniszczenia siejesz przymusowym pięknem? Tylko otwórz paczkę ze szczęściem, zamknij oczy na moment. Odetchnij chwilą. Łykaj sekundy jak cenną ambrozję, akcentuj niedpowiedzenia, napawaj się rześką ulgą. Potem otwórz oczy - szczęście uleciało... Nie ma błogiego dryfowania. Ktoś rozszarpał pazurami twój świat. I znowu będzie tylko skrajna niemoc i skondensowane napięcie. I znowu będzie tylko strute widać kości. Zostanie ci liczenie żeber. I znowu będzie tylko splądrowana niewiedza. Kawa, tabletki i dym. I znowu bedzie tylko... I znowu będzie... I znowu... I


poniedziałek, 10 listopada 2014

I'll give you a taste

Raz kotek był chory i leżał w łóżeczku
i przyszedł pan doktor: jak się masz, koteczku?

do bani - koteczek leży bez życia, czyta Charlotte Brontë w oryginale i okazjonalnie tamuje krwotoki z nosa.

Nie wiem.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Dziwnie jest.
Raczej dobrze.
Tak, zdecydowanie bardziej dobrze niż źle.
Staram się.
I zamknęłam przynajmniej jedną sprawę!
You have to live, not just exist.
To ważne, Jezu.

Będzie widać strute kości
I zostanie ci tylko liczenie żeber

Jakoś się trzymam :) 
Tylko dalej
I przestać się przejmować
Raz na zawsze



niedziela, 2 listopada 2014

Soon I will rule the world

Nie było większej niż ona idiotki, karmiącej się chciwie słodkimi kłamstwami
i sączącej truciznę, jakby to był nektar.


(strona 154 wklejona do pamiętnika)


Moja codzienność? Kiedy parzące myśli z łoskotem obijają mi się o czaszkę. Paznokcie boleśnie zanurzam w miękkiej dłoni, zaciskając knykcie do białości. Anatomii uczę się z wewnętrznej strony własnej ręki, a pojedyncze błękitne linie prześwitują przez cieniutki pergamin. Kiedy każdy opuszek mrozi wszystko, czego dotknie. Nie mogę opanoważ drżenia. Niepewności. Kulę się w sobie, chowam dłonie w długich rękawach. Spoglądam. Ciskam piorunami. Palę. Rozpuszczam. Chciałabym tylko umieć to kontrolować. Odkad pamietam toczę walkę z własnym mózgiem, jakbyśmy byli osobnymi organizmami. Często się kłócimy, ale wiem, że to nie on jest zły. Ma w sobie coś zatrutego, szkarłatną plamę, która przeżera go kawałek po kawałku. Myśli, że o niej nie wiem, ale zastawiłam puapkę. Będę czekać, choć nie mam czasu.


czwartek, 30 października 2014

The balance of life is in the ripe and ruined

Żywi się głównie kawą.  Wszystko zanadto analizuje. Niepotrzebnie, zupełnie niepotrzebnie.  Jest mistrzynią w znajdowaniu złych stron. Nie potrafi zatrzymać szczęścia. W jej codzienność wpisany jest ból, który los codziennie maluje innymi farbami. Raz czaszkę kłują setki strzał, raz świdrujący dźwięk doprowadza bębenki do obłędu, a raz niewinne promienie słońca działają jak przenikliwy laser. Jednak ból może być piękny. Kiedy wpisany jest w każdą sekundę jej życia, zaczyna go doceniać. Tworzą bezbłędną symbiozę, jakby byli rozdzieloną jednością. Dorównują sobie w projektowaniu piekła. I z dnia na dzień zdają się coraz zażarciej rywalizować.

Kiedy palce stają się nienaturalnie ciepłe, dłonie drgają, a mięśnie nie pozwalają na spoczynek, nie wpadaj w panikę. Po prostu spotkała starą przyjaciółkę. Wspierają się, pomagają sobie (choć zwykle jednostronnie). Ale najważniejsze jest to, że ona pomaga jej czasami wygrać. Oderwać się, wyrwać na chwilę szwy łączące ją z bólem. Niestety on jej zbyt silny. Łatwo się nie podda. Mści się za... ?


poniedziałek, 27 października 2014

I'm gonna sleep all day to the sunset

Nie tak trudno jest uchwycić moment. Wystarczy odrobina chęci, różowych obłoków albo blada, aksamitna dłoń. Sięgasz - i już. Masz to! Łap chwilę, zanim ucieknie. Siatka na motyle nie zawsze jest skuteczna, bo najistotniejsze zwykle cicho dezerteruje. Zanurz palce w subtelnej ekstazie, aż po same opuszki. Spójrz na świat od wewnatrz. Nie analizuj, po prostu rób. Catch the moment. Jeśli tylko chcesz, możesz pluskać się w błogostanie. Wystarczy,  odrobina tego, co tak trudno jest ci z siebie wykrzesać. Na przykład dobrej myśli. Straciłeś już wiele śrutu, ale jeszcze więcej możesz uzbierać. Never give up :)


środa, 22 października 2014

You have to live, not just exist

Nie jest łatwo się ruszać, kiedy okleja cię smoła. Próbujesz się uwolnić, ale lepkie kłamstwa krępują twoje ręce. To właśnie to popieliste miejsce wyimaginowanego cukrowego życia. Nieszczerość uzależnia, a liżąc ją, zatapiasz każde słowo w trującej, kleistej substancji. Chowasz w szafie zakrzywiony nóż, poduszkę podszywasz zemstą, a na śniadanie jesz stek bzdur. Oto, jaki jesteś. Twoja ciemna strona pożera twoją matową osobowość, a ty usilnie próbujesz przyklepać zmarszczki złości. Spróbuj jednak poszukać anioła. Może nawet nie orientujesz się, kiedy ci pomaga, bo zajęty jesteś okiełznaniem pary buchającej ci z nosa. Załóż okulary. Wiem, że je masz! Tylko przypomnij sobie, gdzie je odłożyłeś, zaciągnij się dobrem, jakby to był zbawczy dym. Obiecuję ci niebiańskie szanty, działkę życzliwości i szpadę poezji, całej w ornamentach. Wyjdź z tego żarzącego się kotła, a stopy same zaprowadzą cię w miękki błogostan. Tylko przypomnij sobie, na której Atlantydzie leży Eden. 



piątek, 17 października 2014

High fives for low lives

Dzisiejszy dzień spędziłam totalnie bezproduktywnie. W szkole obijałam się jak zawsze + miałam dwa okienka :) Cały wieczór czytałam książkę, aż wreszcie ją skończyłam. Nie chce mi się bawić w dziwaczne opisy mojego przygnębienia, w piątek wieczorem zdecydowanie nie czuję się na siłach, żeby układać sensowne zdania. Tylko słucham U2, trawię tę abstrakcyjną książkę i żałuję, że skończyły mi się żelki

Bawię się w ducha, udaję, że mnie nie ma. Egzystuję, ale nie żyję. Trwam w bezsensownej matni, która jak labirynt mami mnie wyjściem w ślepym zaułku. Jestem tylko biernym obserwatorem, patrzę, jak bezmózgowie pożera całą uczciwość, jaką możnaby jeszcze odnależć. Próbuję uchwycić sens, ale przecieka mi między palcami jak nieuchwytny tlen. Ktoś go nieodwołanie zmącił i teraz patrzy na moje kolejne porażki. Ha! Nie tym razem. Teraz mam broń. 

Siatkę na motyle. 



wtorek, 14 października 2014

Let's go were going to light it up

To wszystko nie tak. Niewłaściwa osoba mierzwi mi włosy. Pojawiasz się, mącisz i znikasz. Szkoda tylko, że nie umiem już wrócić do tego, co było. Teraz jest szaro. To paskudne, że osoby, które wydawały mi się niezniszczalne, podłamują się, jak ja. To właściwie żadne pocieszenie wiedzieć, że nie jestem sama w tym piekle. To znaczy tylko, że ona chytrze selekcjonuje. Znajduje najsłabszy punkt, choćby musiała dokopać się do najodleglejszych zakamarków osobowości. Wciska się, wkręca, aż wreszcie dostanie to, czego chce. I wtedy wbija swoje pazury w mikroskopijne, uchylone miejsce. Rozdziawia je, rozgryza, wybierając najsmaczniejsze fragmenty. I kiedy jednak masz nadzieję, że to nie ona, czujesz jak miażdży najdelikatniejsze wspomnienia i myśli, jakby mełła w zębiskach mięso. I to potwornie boli, wiem. Możesz już wtedy się poddać albo trwać w tych męczarniach, aż sobie pójdzie. Pytanie tylko, czy ci się uda? Gwarantuję, że gdy jednak przez to przejdziesz, będziesz gotów splunąć prosto w jej bezczelne oblicze. 


poniedziałek, 13 października 2014

Darling, I’m closing

Może nigdy nie przestanę. Może już zawsze będzie bolała mnie głowa 24/7. Może nigdy nie dostanę z matematyki chociaż czwórki. Może zawsze będę widzieć na szaro-buro. Może zawsze będę niewyspana. Może nigdy nikt nie bedzie się o mnie martwił. Może moje życie już zawsze będzie bezensowne. Może rzeczywiście nigdy nie zaakceptuję tego, jaka jestem. Może zawsze będę utrzymywać dystans. 

Teraz to robię. Cholera, ciągle to robię! Wiem, to do niczego nie prowadzi, pogrążam się w tym koszmarnych myślach jak w smole, a mój oddech ciągle słabnie. Zabawne? Bynajmniej nie wtedy, gdy zaszywając się w domu czuję się ostatnim człowiekiem na ziemi. I trwam tak, godzinami, udając, że jest dobrze. 



poniedziałek, 6 października 2014

Wakin’ up in someone else’s bed

Dawno temu

za górami, lasami i rzekami
razy pierwiastek z czterdziestu dziewięciu
padał śnieg
bielutki jak heban
azot z tlenem był trujący
a prawa fizyki nienaruszalne jak
dekalog
w miejscu z tabliczką "Wyobraźnia"

***


Życie czasami jest bezwzględne. Nie lituje się, nie oszczędza. Stawia na krańcu przepaści, popycha kolczastym drutem, a w głowie zasadza parszywy głos, który neguje wszystko, co dobrego o sobie pomyślisz. Śmiejąc się w głos, przepala na wylot wszystkie pozytywne myśli, które zdołasz uratować. Jeśli nie jesteś wystarczająco silny, przegrasz.
Ale nie martw się. Poradzą sobie bez ciebie. 

sobota, 4 października 2014

Better than naked

Żądlenie sprawia ci przyjemność. Czujesz nieziemską ekscytację, gdy zatapiasz żądło w miękkim ciele. Łakomie oblizujesz się, gdy gorzka ambrozja skleja ci palce. Szkoda tylko, że świadomie katujesz kolejne niewinne życia. Wkłuwając się coraz głębiej tylko stopniowo zatruwasz ich świat, dążąc do całkowitej destrukcji. Punkt kulminacyjny, twój ulubiony, to kiedy dusza rozpada się, ciało gnije, a ty możesz zaatakować kolejnego wybrańca. Mimo twojego przekonania o wiecznej chwale, kiedyś skończysz błagając o kres agonii. Trafisz do przeżartego bezwzględnością miejsca, gdzie będziesz karmiona tylko ogarkami dobra, którego nigdy w tobie nie było. Zostaniesz zakneblowana, żałoście skomląc, a najbardziej będzie przerażać cię twoja własna obecność. 

Parking, Parking Lot, Underground Garage

środa, 1 października 2014

Maybe this world is another planet's hell

Często się zastanawiam, dlaczego moja droga wybrukowana jest sztyletami i odłamkami szkła. Czemu muszę się po niej czołgać, upokarzając się wciąż bardziej i bardziej, jeżeli to ciągle możliwe. Patrzysz i trzęsiesz się ze śmiechu, mam rację? Dorzucasz jeszcze gwoździ, choć może nie świadomie. To ona, ona ci kazała! Wrzeszczy triumfalnie na całe gardło, zaciera dłonie i przyprawia codzienną dawkę szczęścia kłamstwami. Kreuje wszystko tak, żeby zawsze wydawało mi się, że to moja wina. Oszukuje mnie!! Cały czas!! Knebluje mi usta tobołkiem poczucia winy i wystawia na palące słonce. Każe mi patrzeć! Zmusza, żebym widziała, jak kolejno oddalają się ode mnie dobrzy ludzie. Wygrywa. Nie chcę jej! Ona jest zła, zła do kości. Otwórzcie oczy, zanim omami was swoim plugawym czarem. Zanim zaszczepi w waszych umysłach egoizm i pychę. Nie podawajcie jej dłoni, niech chociaż raz poczuje, jak to jest zostać całkiem nagą, okrytą własnymi łzami. 


Looking, Man, Mountains, Nature

poniedziałek, 29 września 2014

You’re the first and last of your kind

Jeśli ból może smakować, a pustka wypełniać, to jestem chyba książkowym przypadkiem. Mimo że wystawiam twarz ku słońcu, zwykle dławię się wiatrem. Nic już nie widzę, bo bezsens przyćmiewa mi widok i syczy niebezpiecznie jak odbezpieczony granat. Bezlitośnie ciska w źrenice znaki zapytania, śmieje się, zarzucając niezniszcalną płachtę na to, co mi jeszcze pozostało, na moje niebiańskie resztki. Nie umiem się od tego uwolnić, więc pławię się w tym bólu, zaciągam się nim, usilnie próbując czytać między wierszami. Uciekam, wciąż jednak potykając się o nieszczerość i egoizm. Tęczówki zmieniają odcienie jak pryzmat, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że zaufanie gdzieś uciekło, zniknęło, przeniosło się w miejsce, gdzie kłamstwa nie goszczą codziennie na naszych stołach. 



środa, 24 września 2014

University undertones

Może to wyda się dziwne, niezrozumiałe, absurdalne. Nie do końca rozumiem, jak niektórzy mogą mówić o sobie, swoich problemach z taką łatwością, jakby odczytywali listę zakupów. To kłóci się z moimi zasadami nietrwałego dryfowania. Może to dlatego, że czasami nie jestem gotowa zaufać. Może wolę, żeby świat nigdy się o tym nie dowiedział. Po prostu nie chcę, żeby inni wciskali swoje natrętne paluchy w strefę moich sekretów, wydzierali je z ochronnych kokonów, które pieczołowicie dokarmiam. Wiadomo, cudza porażka smakuje najlepiej. Szkoda tylko, że sami nie chcemy być na tym miejscu. Wzbudzać litość? Nie, to nie jest zapisane w zwoju justynowych reguł. Staram się więc jak tylko mogę eliminować podejrzenia, odtrącam (może niesłusznie) podane dłonie i zmartwione spojrzenia. Tak bardzo zapamiętuję się w obecnych przekonaniach, że niedługo na dobre zatrę tę cienką granicę niepozwalającą na niepewność. 



czwartek, 18 września 2014

I don’t want to hurt you but I need to breathe

Zanim zdążysz się przyzwyczaić, znika. Gdy tylko lekko dotkniesz kruchej powłoki, rozpada się na miliony odłamków, niwecząc do końca nadzieję na reinkarnację. O ile życie jest łaskawe, śmierć nie przebiera w eksponatach. Czai się w najmniej oczekiwanych zakamarkach codzienności, niespodziewanie zatapiając kły w upatrzonej ofierze. W tym momencie przegrywasz wszystko. Nadzieje, oczekiwania i plany nagle dezerterują do innego wymiaru, zostawiając cię nagiego i upokorzonego, bez szans na łyk ukojenia. Po co ona to robi? Gra w bezwzględną ruletkę, tratuje człowieczeństwo i zatruwa ekstazę, wysysając radość z każdego ziemskiego atomu. Współczucie to bluźnierstwo w języku eschatologii, a ucząc się go, ubywa cię stopniowo coraz więcej, gram po gramie...


wtorek, 16 września 2014

You fill my lungs with sweetness

Czasami mam ochotę wykrzyczeć wszystko, co we mnie siedzi. Bez tajemnic, niedopowiedzeń i oszustw. Chcę wypaplać ludziom to, czego nie śmiałabym nawet w ostatnich minutach życia. Która cząstka mózgu hamuje mnie za każdym razem, gdy już jestem tak blisko? Dlaczego mi nie pozwala? Może wtedy byłoby mi łatwiej. Może wtedy byłoby inaczej, bo miałabym wsparcie. Nie, życie na to nie pozwala. Każe zakładać codziennie inną maskę, przebierając w nastrojach jak w talii kart. Karmi codziennie nową dawką bezsilności, niemocy i smutku, wszystko szczelnie zamyka w sejfie, a szyfr koduje w niezananym nikomu języku. Nie oszczędza, ani trochę. Pali doszczętnie kreatywność i energię, a popiołem szyderczo sypie mi w oczy, przysłaniając widok na wyciągnięte w geście pomocy ręce. Życie, własne i wpisane w moją historię, zaplamione jest szkarłatną substancją, o której istnieniu dowiedziałam się stanowczo za późno. Nie wiem, czy mam siłę ją pokonać. A najgorsze jest to, że wiem, co będzie jutro. Jutro będzie tak samo, jak dzisiaj, czyli nadal będę trwać w bezsensownym ciągu nieodwracalnie zatrutych czynników. 



niedziela, 14 września 2014

It's whispering into my eardrums

Wygląda na to, że to nastąpiło już na dobre. Każdy dzień wygląda tak samo, dokładnie te same czynniki składają się na każdą godzinę, dzień, tydzień. Jest koszmarnie, beznadziejnie i bezcelowo. Teraz już nie wiem, czy do czegoś dążę. Chciałabym mieć jakiś cel, iskrę w ciemności, która nie pozwoli mi zamknąć oczu i spaść w ssącą odchłań. Boję się, że i tak mi się nie uda, raz na zawsze zatopię się w obrzydliwej nieszczerości, fałszywych obietnicach i nieskończonym smutku. Czuję, że to wszystko powoli mnie pożera, mieli na miazgę skrzętnie wypracowaną otoczkę, którą codziennie sprzedaję światu. Te wszystkie niedopowiedzenia wyjdą kiedyś na jaw, i co wtedy? Być może skończę jak książkowa Weronika. Ale może zdążę odejść? Może ten oklepany i okropnie tandetny środek pills and sleep zamieni to gówno, jakim jest moje życie, w coś... pustego? Wyczyści moją kartę, a mój umysł wyżymie jak mokry ręcznik. Czy tego chcę? Zdecydowanie nie. Mimo wszystko to najgorszy sposób na problemy. To tchórzostwo, które jeszcze bardziej uwydatnia naszą słabość i wiotkość. To jest jak poddanie się, ucieczka z pola walki, przewrócenie króla, samobój. Nie, tak łatwo nie będzie. Ale wiem, że to wygram. 


czwartek, 11 września 2014

Wait a second

Znacie takie uczucie, jakby ktoś wytarł was gumką od środka? Szczerze nie polecam. Właściwie nie bardzo można nazwać ten 'stan' uczuciem, bo wtedy nie czuje się nic. Głupią obojętność, kiedy na niczym nam nie zależy i wszystko przestaje być ważne. Skąd się to bierze? U mnie czasami wiąże się to z tęsknotą. Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że to potrafię. Ostatni raz, kiedy tak bardzo za kimś tęskniłam, to było, kiedy pojechałam na swoje pierwsze kolonie. Pisząc pocztówkę do mamy, moczyłam ją łzami (kartkę, nie mamę). Teraz może tak nie rozpaczam, ale kiedy pomyślę o tej osobie, czuję szczęście, ciepło i miękki dotyk. Jednak ta chwila trwa tak krótko, że nie zdążam się nią nacieszyć. Za szybko przychodzi smutek, świadomość odległości i... po prostu tęsknota. Tak, na to wygląda, że nauczyłam się czegoś nowego. 



środa, 3 września 2014

I'm breathing in the chemicals

Nie chcę kolejnego smutnego wpisu. Że nie cierpię świata, dni zlewają się w szarą ciapę, a ludzie jak byli wredni, tak są nadal. Że nic nie dostaje się za darmo, a dobro depczemy własnymi buciorami. Tego dzisiaj nie napiszę, bo to już wiecie. Dzisiaj po prostu - zdjęcia.















poniedziałek, 1 września 2014

Always look on the bright side of life

Wiecie, co jest dziwne? Że dzisiaj mam najlepszy humor od jakichś dwóch tygodni. Może dlatego, że tak nie chciałam, żeby ten początek roku nadszedł, że kiedy wreszcie to się stało, ulżyło mi. Nakupiłam sobie różowych ołówków, drewnianych linijek, długopisów z Bica i innych różnych 'przyborów'. To mi zawsze osładza tę paskudną zmianę. Czuję się dziwnie. To taki stan, kiedy smutek już minął, ale radość jeszcze nie nadeszła. Dziwne uczucie, ale to lepsze od nijakiego bezsensu i trwania w nicości. Po prostu chcę o wszystkim zapomnieć. Zacząć od nowa, od zera i żeby nie było tej przeszłości. Jakby nigdy nie istniała i żeby nie mogła mnie już hańbić. 



czwartek, 28 sierpnia 2014

Home is wherever i'm with you

Dopada mnie taka melancholia, że już sama ze sobą nie wytrzymuję. Nawet zakupy nie bardzo poprawiły mi humor, a tylko uświadomiły, że jestem totalnie bez kasy. Na dworze pachnie jesienią. Pochłaniam coraz więcej czekolady i nie jestem pewna, co na to mój organizm. Pewnie już niedługo się zbuntuje. Wciąż nie widzę promieni światła, blasku, drugiej opcji, pomocnej dłoni, nic. To nie istnieje, a do tej pory prawdopodobnie widziałam tylko wytwory mojej chorej wyobraźni. Świat jest okrutny, zaciska na nas coraz węziej kłujące łańcuchy rzeczywistości, nie dając chwili wytchnienia. Bez przerwy każe nam konfrontować się z bezsensem istnienia i niemocą. Miłość zamyka w szczelnej szklanej kuli, łatając obronne pękniecia tak, że nawet znikomej cząsteczce nie udaje się uciec. Chce ją zniweczyć, odizolować i zniszczyć. Tak, żeby nie pozostało już nic dobrego, czegoś, co każe nam podnieść się z łóżka i stawić czoło kolejnemu pełnemu zła, plugastwa i oszustw dniu. 



środa, 27 sierpnia 2014

I don’t want to hurt you but I need to breathe

Właśnie tego się bałam. Tego stanu, który nagle zmienił moją radość w stan bezradności, bezsensu i smutku. Pozostał tylko niesmak. Tak bardzo nie chciałam wypuścić mojego szczęścia, uczepiłam się go tak kurczowo, że nie zdążyłam pomyśleć, co tak naprawdę czuję. Życie to jedna wielka *nia. Nadzieja wyparowała, nie zostało nic. Czuję paskudną pustkę, zero perspektyw, szare jutro i nawet szczypty podekscytowania. Jest beznadziejnie, nie polecam tego uczucia nawet mojej pani od fizyki. Chcę wrócić do tego czasu, kiedy palce same skakały po klawiaturze jak małe, wesołe pchełki. Niech to wróci, błagam!



czwartek, 21 sierpnia 2014

You are too kind to be fooled like that

Jak to się nazywa? Kiedy boję się być za szczęśliwa, żeby później nie czuć się rozczarowana, że to uczucie minęło. Czas to bezwzględny morderca, który powoli, a skutecznie potrafi zabić emocje, ochłodzić je do najniższego możliwego stopnia. Tak, żeby nie było już niczego, bo szczęście jest ulotne. Bo nie mależy mi się bycie bezgranicznie szczęśliwą, uśmiechanie się do siebie i ciągłe odtwarzanie w głowie szalonych wspomnień. Nie, życie jest okrutne, a rozłąka sprawia, że zapominamy, jak to jest być razem. Te kilometry tylko spłycają kałużę zrozumienia, która i tak nie była na tyle głęboka, żeby mogła otrzymać status chociażby jeziora. Los jest wredny jak zazdrosna przyjaciółka i nie pozwoli na długie szczęście. Pstryk, i już go nie ma. Było, minęło, a teraz wspominaj to przez następne miesiące, płacz po kątach, rozpaczaj, bo nie możesz do tego wrócić, bo nie wiadomo, kiedy znów się uśmiechniesz. Już nie zauważasz tych spojrzeń na ulicy, nie, teraz mówią, że jesteś paskudna, gruba i nikt cię nie lubi. To właśnie życie, czyli wszystko toczy się dokładnie odwrotnie, niż sobie zamarzysz. Więc nie próbuj nawet snuć planów. To nic nie da, przyniesie tylko ból i wielki zawód. 


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

My liver has died

Boże, dopomóż! Po pierwsze, moja wątroba chyba umarła. Poza tym, życie jest takie ciężkie, że sama nie zdołam go udźwignąc. Mam w żołądku (tak) taki kłębek emocji, że chyba zaraz cała wybuchnę. W tej chwili jestem zdolna tylko do tego, żeby zasłaniać oczy i gryźć własne palce. To nie jest takie trudne, jeśli się tylko na tym skupiam. Niestety (stety??) ktoś co chwilę wyrywa mnie z rytmu i palpitacje sreca powracają. Odkryłam przejście do lepszego wymiaru, nie wiem tylko, co tak naprawdę mnie tam spotka. Chciałabym, żeby ludzie mówili wprost, co czują. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze. I nie miałabym zaburzeń oddechu. 

WYŁUPEK?!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Don't be afraid to ask for help

Człowiek popełnia błędy, to jasne. Największym jest często jednak odmowa pomocy. To wcale nie hańbi, a uspołecznia. Ostatnio zrozumiałam, że Bóg zawsze będzie przy mnie. Wystarczy z Nim porozmawiać, poprosić o coś i za coś podziękować. On wysłucha, a naszych próśb na pewno nie 'puści mimo uszu'. Wystarczą chęci i szczerość. Jeśli naprawdę czegoś chcemy, potrzebujemy do szczęścia (nie mówię tu o rzeczach materialnych), wtedy On z pewnością pospieszy nam z pomocą. Jeśli Go poprosimy, wysłucha nas. Wymaga cierpliwości, ale to tylko wychodzi nam na dobre. Bóg jest wzorem, ojcem i autorytetem. Jest dobry i kocha nas nawet, gdy chwilowo w Niego wątpimy. On nigdy nas nie zostawi, jest przy nas cały czas, czuwa i kieruje nas na dobrą drogę. Już nie boję się modlić. Często dziękuję za rodzinę, przyjaciół, rodzeństwo, czyli to, co każe mi codziennie podnieśc się z łóżka. Teraz jest dobrze. Szczęście - przedawkowane.  

fota tej dziewczyny :)

sobota, 9 sierpnia 2014

I hope you eat apples

Po ciężkim tygodniu nie wiem, czym najpierw się cieszyć. Łazienką, łóżkiem, lustrem, lodówką, czy internetem? Przemyślę to, jak tylko się wyśpię. Jedzenie z proszku i biały chleb zdecydowanie mi nie służą, a taka kumulacja sprawia, że chodzę okropnie śnięta i bez sił. Ale będzie lepiej. A nawiązując już do lepiej... Ostatnio dosłownie kipię szczęściem. Miałam dzisiejszego dnia moment, kiedy zostałam sama, że uśmiechałam się do swoich myśli i łzy aż stanęły mi w oczach. Czułam się nieziemsko, powoli uzależniam się od takiego stanu, chcę, żeby trwał jak najdłużej. Przebywanie wśród roześmianych ludzi, przegadanie wieczoru z bliską mi osobą i trzy dni ciągłej "beki" są jak miód na serce. Uporczywie wyganiam myśl, że zostały mi zaledwie trzy tygodnie laby. Chcę wykorzystać każdy dzień na 100 procent i zapamiętać ten czas na długo, żeby mieć o czym marzyć w zimne dni. Tak, tak właśnie zrobię. 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Just when you've tought I'm done with weirdness

Pierwszy raz nie chcę wracać do domu. To u mnie dziwny stan, bo do tej pory myślałam, że jestem zagorzałą domowniczką. Zazwyczaj bywało tak, że gdy tylko ktoś chciał mnie wyciągnąć z domu, godziłam się niechętnie lub szybko wymyślałam głupią wymówkę. Mam nadzieję, że to się zmieniło, bo nie lubiłam u siebie tej cechy. Mam nadzieję, że dużo się zmieni, że zostanie tak, jak jest teraz. Głowę mam nabuzowaną pozytywnymi myślami i wspomnieniami, obrazami niezmąconej natury, a dłonie ciągle mnie bolą od wiosłowania. Kocham ten stan. Jest mi tak dobrze, że nie wyobrażam sobie, żeby mogło być jeszcze lepiej. Chociaż nie jest to niemożliwe... ale będę cieszyć się z tego, co mam :) Mimo wszystko trochę się boję. Boję się, że to się skończy, wrócę do zawszonej szkoły i znowu będę przygnębiona i zmęczona. Nie chcę o tym myśleć. Chcę, żeby to nie nastąpiło. Niech już będzie dobrze, proszę. 



środa, 16 lipca 2014

When I met you in the summer

Dobra, zostało mi 10 minut zanim rozładuje się mój laptop, więc to być może będzie najszczerszy post, jaki znajduje się na tej stronie. Są wakacje, mój dzień wygląda mniej więcej tak: wstaję ok. 9.30, z godzinę chodzę w piżamie, w tym czasie jem śniadanie itd. Kiedy wreszcie się ubiorę, trochę czytam i zaraz nadchodzi jakaś 13, więc zabieram się z mamą za robienie obiadu. Później znowu czytam książkę lub spotykam się z kimś, o 16/17 znowu jem. Teraz, latem, przez więszkość czasu nałogowo wcinam owoce. Następnie przesiaduję w ogrodzie lub idę na rolki, rower, albo  jadę do sklepu, bo w moim domu nie ma dnia bez zakupów. O 19/20 jem kolację, a potem wybieram wytłumaczenie, dlaczego dzisiaj nie ćwiczę. I siadam do komputera, oglądam widea na YT i jestem w sódmym niebie. Schodzi mi jakoś do 23.30 (codziennie obiecuję sobie pójść spać o 22, bo inaczej następnego dnia boli mnie głowa), myję się i, zależy, czytam w łóżku lub nie. Wczoraj czytałam do 1. A co tam, zostało mi niecałe pół książki, więc postanowiłam ją skończyć! I tak jest codziennie. Wiem, nic ciekawego, a czas przecieka mi przez palce, nawet nie wiem, kiedy. Mam nadzieję na ciekawsze dni. Enjoy!



poniedziałek, 16 czerwca 2014

1 pytanie - 1 kropla woda w Afryce

 Zmiany? Owszem. Zauważyłam, że jestem weselsza. Często podśpiewuję, nie miewam chandr, lubię przebywać na dworze, ale kontakty z innymi nadal przychodzą mi z niewielką trudnością. Wyjazd do Wrocławia nie wypalił, szkoda. Zawiodłam się, bo tak naprawdę jego głównym celem było pokazanie rodzicom, że potrafię coś sama dobrze zorganizować. Ale chciałam też tam znowu pojechać, bo ostatnio, kiedy tam byłam, tak lało, że prawie nic nie widziałam spod parasola. 
  Lubię poranki przed szkołą, jeśli tylko jestem sama. Kiedy wstaje ze mną mama, zaczyna dzień od narzekania. Że późno się położyła, a * płakał przez godzinę w nocy, że dzisiaj w pracy ma bardzo męczący dzień. Wiem, że jest zmęczona i niewyspana. Z egoistycznych pobudek chciałabym jednak, żeby rano powiedziała mi coś miłego. Że będzie dziś pięknie, że obiad będzie dobry, że się cieszy, że wracam dzisiaj z niądo domu i że ładnie wyglądam. Cokolwiek, tylko nie to do niczego nie prowadzące narzekanie. 


Wawa <3

niedziela, 8 czerwca 2014

Na twarz nakładam brokat

Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się dobre kilka lat temu. Byłam na wakacjach na Mazurach i nudziłam się przeokropnie. Któregoś wieczoru mój starszy brat postanowił iść pobiegać. I poszedł, a ja, jako młodsza siostra, zrobiłam to samo. Pamiętam, że miałam wtedy na sobie dżinsowe rybaczki. Nie wiem, ile tak wtedy biegałam, ale choć robiłam to wolniutko, po powrocie wyglądałam jak dojrzały burak. Ledwo wzięłam prysznic. I tak mi już zostało, rytuał powtarzał się już w każde wakacje, a że mieszkam na wsi, raczej nie mam problemu z wyborem miejsca. Jesienią przestawałam biegać, bo zaczynała się szkoła i szybko robiło się ciemno. Na poważnie za ćwiczenia wzięłam się trzy miesiace temu, bieganie sobie odpuściłam, bo ileż można codziennie przemieszczać się tą samą trasą, i znowu, i znowu? Ćwiczenia są OK - pomyślałam, nie muszę wychodzić z domu, wystarczy mi YT i bawełniane spodenki. I rzeczywiście, ubyło mi już 6 cm w talii. Jestem dumna jak nie wiem, ale nie przestaję. Wczoraj, po tygodniowej przerwie, ćwiczyłam 1,5 godziny i naprawdę mi to pomogło. Mam nadzieję ćwiczyć jak najdłużej mogę, bo jestem totalnie antysportowa, więc żadna siatkówka czy karate nie wchodzi w grę :) 



sobota, 7 czerwca 2014

I can kiss whoever I'm wearing the crown

Jeśli jest źle - nie pokazuj tego. Brnij dalej i nie pokazuj, że w środku pękasz. Dużo się uśmiechaj, żartuj i śmiej się. Mów głupie rzeczy, daj upust swoim myślom, powiedz coś czasami od czapy. Nauczyłam się, że przyjaciele się zmieniają. To jest życie, niegdy nie będzie jak w bajce, zawsze coś się zepsuje. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Ale będzie warto. Bądź silny. Pracuj nad samorealizacją. Skrycie mam taką maksymę, że koleżanki są wredne. Jak by nie patrzeć, to szczera prawa. Wydaje się, że jest dobrze, a tak naprawdę 'koleżanka' obgaduje cię z pierwszą lepszą. Dlatego nie warto bezgranicznie ufać. Życie płata okrytne figle, dlatego zawsze powinno się zachować czujność. Wieczna podejrzliwość, ostrożność jest lepsza niż infantylna ufność. Nigdy nie wiadomo, co będzie, ale starajmy się, żeby było jak najlepiej. Jeśli jest źle - będzie lepiej. Zawsze jest nadzieja. Na naszej drodze może stanąć ktoś, kto spojrzy na nasz problem świeżym okiem i to, co uważamy za problem, zbagatelizuje do rozmiarów bakterii. Trzymam kciuki za wszystkich smutasów. Kilka tygodni temu sama takim byłam, ale jest coraz lepiej. Wiem, że nie zawsze będzie cukierkowo, ale staram się tym nie martwić. Żyję chwilą!




Suspense is controlling my mind

Pani A pomogła. W zasadzie nie wiem, czy coś się zmieniło. Może tylko moje podejście, bo nadal jest tak, jak wcześniej, ale ja odbieram to inaczej. Sama nie wiem (co za nowość). W sumie powinnam być trochę przygnębiona, bo dowiedziałam się dzisiaj, że będę musiała usunąc wszystkie ósemki (chodzi o zęby). Jakoś bym to przełknęła, tylko że trzeba je wyjąć z dziąsła. Ohyda. Brrr. W szkole został mi ostatni ciężki tydzień, a potem w zasadzie wakacje! Żeby ta szkoła już się skończyła. Żebym mogła spać do 8.30, czytać książki cały dzień i nosić krótkie spodenki. 
Przed chwilą jadłam najlepsze jedzenie, jakie istnieje tylko latem. Ryż z truskawkami. Niewiele potrzeba, by być w niebie. Pycha, pycha. I nawet nie wymaga przepisu :) Ryż polewam jogurtem naturalnym, słodzę i kroję na to truskawki. Już się nie mogę doczekać następnego razu!