Justine's cupcake na Facebooku!

poniedziałek, 29 września 2014

You’re the first and last of your kind

Jeśli ból może smakować, a pustka wypełniać, to jestem chyba książkowym przypadkiem. Mimo że wystawiam twarz ku słońcu, zwykle dławię się wiatrem. Nic już nie widzę, bo bezsens przyćmiewa mi widok i syczy niebezpiecznie jak odbezpieczony granat. Bezlitośnie ciska w źrenice znaki zapytania, śmieje się, zarzucając niezniszcalną płachtę na to, co mi jeszcze pozostało, na moje niebiańskie resztki. Nie umiem się od tego uwolnić, więc pławię się w tym bólu, zaciągam się nim, usilnie próbując czytać między wierszami. Uciekam, wciąż jednak potykając się o nieszczerość i egoizm. Tęczówki zmieniają odcienie jak pryzmat, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że zaufanie gdzieś uciekło, zniknęło, przeniosło się w miejsce, gdzie kłamstwa nie goszczą codziennie na naszych stołach. 



środa, 24 września 2014

University undertones

Może to wyda się dziwne, niezrozumiałe, absurdalne. Nie do końca rozumiem, jak niektórzy mogą mówić o sobie, swoich problemach z taką łatwością, jakby odczytywali listę zakupów. To kłóci się z moimi zasadami nietrwałego dryfowania. Może to dlatego, że czasami nie jestem gotowa zaufać. Może wolę, żeby świat nigdy się o tym nie dowiedział. Po prostu nie chcę, żeby inni wciskali swoje natrętne paluchy w strefę moich sekretów, wydzierali je z ochronnych kokonów, które pieczołowicie dokarmiam. Wiadomo, cudza porażka smakuje najlepiej. Szkoda tylko, że sami nie chcemy być na tym miejscu. Wzbudzać litość? Nie, to nie jest zapisane w zwoju justynowych reguł. Staram się więc jak tylko mogę eliminować podejrzenia, odtrącam (może niesłusznie) podane dłonie i zmartwione spojrzenia. Tak bardzo zapamiętuję się w obecnych przekonaniach, że niedługo na dobre zatrę tę cienką granicę niepozwalającą na niepewność. 



czwartek, 18 września 2014

I don’t want to hurt you but I need to breathe

Zanim zdążysz się przyzwyczaić, znika. Gdy tylko lekko dotkniesz kruchej powłoki, rozpada się na miliony odłamków, niwecząc do końca nadzieję na reinkarnację. O ile życie jest łaskawe, śmierć nie przebiera w eksponatach. Czai się w najmniej oczekiwanych zakamarkach codzienności, niespodziewanie zatapiając kły w upatrzonej ofierze. W tym momencie przegrywasz wszystko. Nadzieje, oczekiwania i plany nagle dezerterują do innego wymiaru, zostawiając cię nagiego i upokorzonego, bez szans na łyk ukojenia. Po co ona to robi? Gra w bezwzględną ruletkę, tratuje człowieczeństwo i zatruwa ekstazę, wysysając radość z każdego ziemskiego atomu. Współczucie to bluźnierstwo w języku eschatologii, a ucząc się go, ubywa cię stopniowo coraz więcej, gram po gramie...


wtorek, 16 września 2014

You fill my lungs with sweetness

Czasami mam ochotę wykrzyczeć wszystko, co we mnie siedzi. Bez tajemnic, niedopowiedzeń i oszustw. Chcę wypaplać ludziom to, czego nie śmiałabym nawet w ostatnich minutach życia. Która cząstka mózgu hamuje mnie za każdym razem, gdy już jestem tak blisko? Dlaczego mi nie pozwala? Może wtedy byłoby mi łatwiej. Może wtedy byłoby inaczej, bo miałabym wsparcie. Nie, życie na to nie pozwala. Każe zakładać codziennie inną maskę, przebierając w nastrojach jak w talii kart. Karmi codziennie nową dawką bezsilności, niemocy i smutku, wszystko szczelnie zamyka w sejfie, a szyfr koduje w niezananym nikomu języku. Nie oszczędza, ani trochę. Pali doszczętnie kreatywność i energię, a popiołem szyderczo sypie mi w oczy, przysłaniając widok na wyciągnięte w geście pomocy ręce. Życie, własne i wpisane w moją historię, zaplamione jest szkarłatną substancją, o której istnieniu dowiedziałam się stanowczo za późno. Nie wiem, czy mam siłę ją pokonać. A najgorsze jest to, że wiem, co będzie jutro. Jutro będzie tak samo, jak dzisiaj, czyli nadal będę trwać w bezsensownym ciągu nieodwracalnie zatrutych czynników. 



niedziela, 14 września 2014

It's whispering into my eardrums

Wygląda na to, że to nastąpiło już na dobre. Każdy dzień wygląda tak samo, dokładnie te same czynniki składają się na każdą godzinę, dzień, tydzień. Jest koszmarnie, beznadziejnie i bezcelowo. Teraz już nie wiem, czy do czegoś dążę. Chciałabym mieć jakiś cel, iskrę w ciemności, która nie pozwoli mi zamknąć oczu i spaść w ssącą odchłań. Boję się, że i tak mi się nie uda, raz na zawsze zatopię się w obrzydliwej nieszczerości, fałszywych obietnicach i nieskończonym smutku. Czuję, że to wszystko powoli mnie pożera, mieli na miazgę skrzętnie wypracowaną otoczkę, którą codziennie sprzedaję światu. Te wszystkie niedopowiedzenia wyjdą kiedyś na jaw, i co wtedy? Być może skończę jak książkowa Weronika. Ale może zdążę odejść? Może ten oklepany i okropnie tandetny środek pills and sleep zamieni to gówno, jakim jest moje życie, w coś... pustego? Wyczyści moją kartę, a mój umysł wyżymie jak mokry ręcznik. Czy tego chcę? Zdecydowanie nie. Mimo wszystko to najgorszy sposób na problemy. To tchórzostwo, które jeszcze bardziej uwydatnia naszą słabość i wiotkość. To jest jak poddanie się, ucieczka z pola walki, przewrócenie króla, samobój. Nie, tak łatwo nie będzie. Ale wiem, że to wygram. 


czwartek, 11 września 2014

Wait a second

Znacie takie uczucie, jakby ktoś wytarł was gumką od środka? Szczerze nie polecam. Właściwie nie bardzo można nazwać ten 'stan' uczuciem, bo wtedy nie czuje się nic. Głupią obojętność, kiedy na niczym nam nie zależy i wszystko przestaje być ważne. Skąd się to bierze? U mnie czasami wiąże się to z tęsknotą. Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że to potrafię. Ostatni raz, kiedy tak bardzo za kimś tęskniłam, to było, kiedy pojechałam na swoje pierwsze kolonie. Pisząc pocztówkę do mamy, moczyłam ją łzami (kartkę, nie mamę). Teraz może tak nie rozpaczam, ale kiedy pomyślę o tej osobie, czuję szczęście, ciepło i miękki dotyk. Jednak ta chwila trwa tak krótko, że nie zdążam się nią nacieszyć. Za szybko przychodzi smutek, świadomość odległości i... po prostu tęsknota. Tak, na to wygląda, że nauczyłam się czegoś nowego. 



środa, 3 września 2014

I'm breathing in the chemicals

Nie chcę kolejnego smutnego wpisu. Że nie cierpię świata, dni zlewają się w szarą ciapę, a ludzie jak byli wredni, tak są nadal. Że nic nie dostaje się za darmo, a dobro depczemy własnymi buciorami. Tego dzisiaj nie napiszę, bo to już wiecie. Dzisiaj po prostu - zdjęcia.















poniedziałek, 1 września 2014

Always look on the bright side of life

Wiecie, co jest dziwne? Że dzisiaj mam najlepszy humor od jakichś dwóch tygodni. Może dlatego, że tak nie chciałam, żeby ten początek roku nadszedł, że kiedy wreszcie to się stało, ulżyło mi. Nakupiłam sobie różowych ołówków, drewnianych linijek, długopisów z Bica i innych różnych 'przyborów'. To mi zawsze osładza tę paskudną zmianę. Czuję się dziwnie. To taki stan, kiedy smutek już minął, ale radość jeszcze nie nadeszła. Dziwne uczucie, ale to lepsze od nijakiego bezsensu i trwania w nicości. Po prostu chcę o wszystkim zapomnieć. Zacząć od nowa, od zera i żeby nie było tej przeszłości. Jakby nigdy nie istniała i żeby nie mogła mnie już hańbić.