Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się dobre kilka lat temu. Byłam na wakacjach na Mazurach i nudziłam się przeokropnie. Któregoś wieczoru mój starszy brat postanowił iść pobiegać. I poszedł, a ja, jako młodsza siostra, zrobiłam to samo. Pamiętam, że miałam wtedy na sobie dżinsowe rybaczki. Nie wiem, ile tak wtedy biegałam, ale choć robiłam to wolniutko, po powrocie wyglądałam jak dojrzały burak. Ledwo wzięłam prysznic. I tak mi już zostało, rytuał powtarzał się już w każde wakacje, a że mieszkam na wsi, raczej nie mam problemu z wyborem miejsca. Jesienią przestawałam biegać, bo zaczynała się szkoła i szybko robiło się ciemno. Na poważnie za ćwiczenia wzięłam się trzy miesiace temu, bieganie sobie odpuściłam, bo ileż można codziennie przemieszczać się tą samą trasą, i znowu, i znowu? Ćwiczenia są OK - pomyślałam, nie muszę wychodzić z domu, wystarczy mi YT i bawełniane spodenki. I rzeczywiście, ubyło mi już 6 cm w talii. Jestem dumna jak nie wiem, ale nie przestaję. Wczoraj, po tygodniowej przerwie, ćwiczyłam 1,5 godziny i naprawdę mi to pomogło. Mam nadzieję ćwiczyć jak najdłużej mogę, bo jestem totalnie antysportowa, więc żadna siatkówka czy karate nie wchodzi w grę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz