Justine's cupcake na Facebooku!

wtorek, 24 listopada 2015

Matt perfection

Matowiejesz. Budzisz się, krzyczysz. Nieskomplikowany smutek pożera twoją codzienność. Kiedy zdążyłeś wykreować taki obraz jestestwa? Miękkie futro już nie przynosi ulgi, a obrasta twoje serce i pokrywa liczne aksony. Kłamstwa weszły ci już w nawyk, trudno. Ale przynajmniej bądź w nich oryginalny. Zaskakuj mnie nowymi wymówkami, nie przychodź codziennie z innego powodu. Uczciwość przepływa ci między uszami, chciwość popycha w żarzące się tajemnice. Popychasz mnie, potrącasz półprawdą. Mówisz infradźwiękami. Zamarzam, choć zdawało mi się, że to płomienne uczucie. Matowieję. 


czwartek, 5 listopada 2015

Out of life

Zamykam się w obszarze pustych myśli. Błądzę. Odkrywam. Powoli uwalniam się od nic nieznaczących, natrętnych schematów. Od szufladowania ludzi już dość poprzytrzaskiwałam sobie palce. Koniec z tym? Żywię się kawą i makaronem. Wdycham chłodne niedopowiedzenia. Ile razy jeszcze będę musiała walczyć z nawracającymi kłamstwami? Na ulicach zostają tylko wiotkie i wyblakłe marionetki. Nie niszczę ich, może jeszcze da się je odratować. Jak gąbki nasączam się lepką niechęcią. Warto? Nie wiem. Ludzie są szkalni i krusi. Ile razy jeszcze się sparzę zanim puszczą ciasno splatające ich szwy obłudy? To za dużo. Zaszywam się, znikam. Stopniowo rozbijam suche układy, odpędzam dym ciekawości. Chęć zaistnienia to przeżytek. Out of fashion. Wypluwam stare znajomości. Niech samotnie wiją się w cuchnącym wstydzie. Jestem ponad to. Zostają tylko pachnące od ciał ubrania i zapach piękna na palcach. 



poniedziałek, 2 listopada 2015

I'm lack of mental health

Chodź, wróć do mnie! Ich zostaw w spokoju, bo ja już wiem, jak z tobą walczyć. Jesteś trudna, krnąbrna, ale poradziłabym sobie z tobą. Kim jesteś, żeby zatruwać innym zycie? Nikim, dosłownie nikim, a wciskasz się bezkarnie w dusze innych jak wirus. Jesteś plagą, nie można od ciebie uciec. Czaisz się w najmniej oczekiwanych zakamarkach, wyglądasz i atakujesz. Trochę już cię znam, łątwo rozpoznaję, kogo zaatakowałaś. Zostawiasz swoje ofiary bez grama radości, wymełłane jak mięso. Próbują walczyć, zaciskają knykcie do białości. Chcą być silni. Dlaczego zawsze wygrywasz? Codziennie brukujesz im drogę ostrymi jak brzytwa strachem i bezradnością. Nie boisz się, że pokaleczysz sobie palce? Jesteś nudna w swoich schematach, ale to, co robisz, za każdym razem boli mocniej. Wciskasz pręty między powieki. Splatasz się z duszą, zatruwasz ją. Nieodwracalnie barwisz śmiertelnym szkarłatem, piłujesz szare myśli. Ostrzysz pazury na wypadek słabości. Tylko na to czekasz, prawda?