Jeśli ból może smakować, a pustka wypełniać, to jestem chyba książkowym przypadkiem. Mimo że wystawiam twarz ku słońcu, zwykle dławię się wiatrem. Nic już nie widzę, bo bezsens przyćmiewa mi widok i syczy niebezpiecznie jak odbezpieczony granat. Bezlitośnie ciska w źrenice znaki zapytania, śmieje się, zarzucając niezniszcalną płachtę na to, co mi jeszcze pozostało, na moje niebiańskie resztki. Nie umiem się od tego uwolnić, więc pławię się w tym bólu, zaciągam się nim, usilnie próbując czytać między wierszami. Uciekam, wciąż jednak potykając się o nieszczerość i egoizm. Tęczówki zmieniają odcienie jak pryzmat, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że zaufanie gdzieś uciekło, zniknęło, przeniosło się w miejsce, gdzie kłamstwa nie goszczą codziennie na naszych stołach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz