Nie było większej niż
ona idiotki, karmiącej się chciwie słodkimi kłamstwami
i sączącej truciznę, jakby to był nektar.
i sączącej truciznę, jakby to był nektar.
(strona 154 wklejona do pamiętnika)
Moja codzienność? Kiedy parzące myśli z łoskotem obijają mi się o czaszkę. Paznokcie boleśnie zanurzam w miękkiej dłoni, zaciskając knykcie do białości. Anatomii uczę się z wewnętrznej strony własnej ręki, a pojedyncze błękitne linie prześwitują przez cieniutki pergamin. Kiedy każdy opuszek mrozi wszystko, czego dotknie. Nie mogę opanoważ drżenia. Niepewności. Kulę się w sobie, chowam dłonie w długich rękawach. Spoglądam. Ciskam piorunami. Palę. Rozpuszczam. Chciałabym tylko umieć to kontrolować. Odkad pamietam toczę walkę z własnym mózgiem, jakbyśmy byli osobnymi organizmami. Często się kłócimy, ale wiem, że to nie on jest zły. Ma w sobie coś zatrutego, szkarłatną plamę, która przeżera go kawałek po kawałku. Myśli, że o niej nie wiem, ale zastawiłam puapkę. Będę czekać, choć nie mam czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz