Matowiejesz. Budzisz się, krzyczysz. Nieskomplikowany smutek pożera twoją codzienność. Kiedy zdążyłeś wykreować taki obraz jestestwa? Miękkie futro już nie przynosi ulgi, a obrasta twoje serce i pokrywa liczne aksony. Kłamstwa weszły ci już w nawyk, trudno. Ale przynajmniej bądź w nich oryginalny. Zaskakuj mnie nowymi wymówkami, nie przychodź codziennie z innego powodu. Uczciwość przepływa ci między uszami, chciwość popycha w żarzące się tajemnice. Popychasz mnie, potrącasz półprawdą. Mówisz infradźwiękami. Zamarzam, choć zdawało mi się, że to płomienne uczucie. Matowieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz